z deszczem za łby się wzięli
i pędzą w strugach cali
na skrzydłach
Anieli
a wyją na gardła trzy czwarte
a ja cóż
stoję sobie cichutko
wątłą klatką wstrząsają niewidzialne dreszcze
szczękają kleszcze
z bruzdy policzka łza
grzbietem dłoni otarta ukradkiem
ta obok
już nie moja
choć wsiąka
w mojej chustki kratkę
stoimy tak
i dzieje się nie czego byśmy pragnęli
a tylko to co z biegiem lat
i nim żeśmy się obejrzeli…