A on do mnie: - Jak możesz?! Stara, a jara!?
Che, che, gdyby on wiedział, że się odmłodziłam i metrykę żony mojego prawnuczka w torebce noszę...! Cha, cha...! Ale wcale się nie jaram, by mu się do tego przyznać, bo bym na sumieniu miała smarkacza, gdyby przed osiemdziesiątką zszedł ze zdziwienia. W dodatku przy otwartym lapku z tapetą, na której ta fotka żony prawnuczka w mini. Bo z niego to taki minimalista na maksa!
Wróciłam do kompa, jak dwa wypaliłam i się go pytam, czy nadal sobie w głowę zachodzi, bo ja już napalona. A on, że też..., bo to mini mu świat przesłania, więc nie widzi innego wyjścia, niż wyjście na randkę. Ze mną... jakaś kolacja przy świecach... ze śniadaniem, bo takiej jak ja to on ze świecą przez całe życie szukał... I że znalazł nareszcie swoje szczęście w nieszczęściu.
I co ja mu miałam odpowiedzieć, aby prawdy nie powiedzieć? No to mu rzekłam, że randka to najlepsza taka w ciemno, więc na świece się nie piszę. A zresztą, skoro świat mu mini przesłania to po cholerkę mu ta świeca, a nawet kilka, skoro i tak widoków nie będzie. No to on, że perspektywy dla nas widzi, bo tak coś mu się widzi.
- No dobra! – mówię. – To powiedz mi, złociutki, co mi chcesz na tę kolację zaserwować? A on, że pełen romantyzm...! Więc ja, że taka dieta, to puste kalorie, że ją przerabiałam i że taki jadłospis nie dla mnie. Zwłaszczaa, że na śniadanie zechce mnie zapewne uraczyć kartą dań, na której będzie tylko kawa, herbata, numerek i płaszcz. Zamilkł, bo pewnie poszedł po koncept do głowy i nie wrócił, bo z pustymi rękoma to jakoś nie honor.
A mnie się w międzyczasie przypomniało, jak taki jeden gość w Białymstoku w barze, zaczepił mnie, kiedy hot-dog’a jadłam. I mówi: - Chciałem panią poderwać, no bo patrzę - taka pani filigranowa... Pomyślałem, mało je - ekonomiczna! Na żonę się nada! A pani ... z takim apetytem...!