biorę sobie ciebie
jak chcę i kiedy chcę
prowadzę po sznurku
od szczytu do szczytu
w dolinie rozniecam ogień
po czym obmywam namaszczam czeszę
zaplatam warkocz
w twoje oblicze
patrzę jak w ołtarz
bliski modlitwy
odgaduję pragnienia
dzwonię do agencji
warzę strawę piorę twoje majtki
z nie moimi naciekami spermy
bliski świętości
wykorzeniam zazdrość
podniecają mnie twoje jęki
pod nim
w pokoju za ścianą