zagęścić zmierzch do jednej kropli<br />
która się stacza ślisko wrząca<br />
i po kolei gwiazdy strąca<br />
sepleniąc drżące imię róży<br />
<br />
Tobie już nikt nie wyjaskrawi<br />
dzwonno pędzących suchych sopli<br />
i jak bez-gestem milcząc dławi<br />
i jak bez-czasem pędy trawi<br />
bezgłowy grymas pod-rozpusty<br />
<br />
Choć rozdeptanym bez krwi ustem<br />
wskrzeszam swe resztki wpół dotyku<br />
w szklanym nocniku oczy puste<br />
w szklanym nocniku oczy puste<br />
patrzą na miłosierdzie szczytu<br />
<br />