konia walę, ja nie wierzę,
że mój fiutek taki mały,
ledwie ćwierć murzyńskiej pały.
Więc go jedną ręką męczę,
na dół, w górę, bardzo zręcznie.
Już na twarzy uśmiech mam,
zaraz dojdę sobie sam.
Gdy mijają dwie minuty,
to dochodzę z sił wyzuty.
Strzelam w górę, tak wysoko,
tak, że trafiam prosto w oko.
Cieknie sperma mi po japie
i po brodzie trochę kapie.
Taki morał się nasunie:
od dziś walę konia w gumie!