do okien mijanych domów
łapię chwile szczęścia
sylwetkę młodej kobiety w ruchu
ozdoby na szybie
dziecinnego pokoju
wielki kolorowy obraz świata
na ekranie w stołowym
zabieram ze sobą
okruchy zamykam pod powiekami
wolno płynę dalej
odwracam się tylko na chwilę
by ponaglić psa
czekam aż wyprostuje pałąk grzbietu i lżejszy
z radością wyprzedzi mnie tupotem
wracamy do domu niespełnieni
kończącym się
dokładnie tak samo jak inne
minionym dniem kolejnym
ich ilość topnieje
robi mi się zimno