ptakiem
w klatce
którego serce bije dla mnie
moim ogrodem bez końca
i początku przekwitłej jagodą paproci
kęsem jabłka wspólnie przeżuwanym
pocałunkiem chwili
grzechem i odpuszczeniem
polem zawiści co odłogiem stoi
kolorowym ugorem zapachem ziół
pobudzającym zmysły narządów pragnienia
łanem chciwości które bujne w żądze pragnień
obrodziły morzem z jednym jachtem tylko
którym ja żegluję i którego jestem kapitanem
drobinko światła
w pełnym blasku słońca
widoczna jakim cudem z ogromnie daleka
przyćmiewasz je ciepłem
a gdy się uśmiechasz
co martwe w świetle twoim w tej chwili ożywa
co żywe zamiera widokiem barw tęczy
i nic nie oddycha i wszystko ucicha i niczego nie ma
a kiedy się zbliżasz…
jesteś moją Muzą
ja twoim Kantem
wygram na tobie
zdobywanie szczytów
moje jodłowanie
odbije się echem
spadnie lawiną uczuć
nas pochłonie razem
poznamy czym jest
po wielokroć
z rozkoszy nadmiaru
słodycz umierania
latarnio
na wyniosłym brzegu
pośród burz szkwałów
prowadź mnie do celu