nadziewałem bezwstydu żądzami
żarem uczuć przemieniałem w złoto
w końcu lukrem polałem z ochotą
kiedy rano otworzyłem oczy
w głowie bajzel na twarzy wypieki
w ustach suchość na wargach sześć smaków
w klatce ogień w sercu niespełnienie
w brzuchu słodycz niżej chuci chęci
jak wieżowiec płonący pragnieniem
dzielny strażak gasi go tęstnotą
rozum mówi skończ z tym idioto