W bezstronnej obojętności słowa ludzkiego,
Które rani jak nic, nic co ludzkie.
Lekkim zaledwie Zefirkiem dotrze,
Lecz burze rozpęta w niesfornej główce.
A wy ludzie krzyczcie, gdy ciszą was wołam
W natłoku codziennych obowiązków wciąż szukam.
Nie znajdę, nikt nie słucha...
Oni pragną, jak istoty zwykłe,
Poczuć coś na miano szczęścia.
Chociażby kolebkę życia,
Wziąć, i trzymać.
Lecz to im nie dane, cierpią.
Jak dzieci psami poszczute.
Nawet nie widziały, że taka psinka, może zranić.
Że przez nią zaufanie można stracić.
I już nigdy siebie nie poskładać, być pustym,
Jak ten Piłat dumny...Próżny.