Dłońmi mówił, oczyma słuchał.
Rozumiał.
Słowami własnymi miłość tłumaczył.
Żadnego dźwięku ludzkiego nie słyszał.
Sumienia głos własny.
Tak, głośny i wyraźny.
Wieczorami składał ręce i w myślach dziękował.
Nazwał to darem, którego potrzebował.
Nie bolało go słowo, nie rozumiał znaczenia.
Taki skarb, dostał od Boga, lecz tylko on go doceniał.