jak ślepcy szukający domu
tandetne błyskotki kładziemy na ołtarzach
nieoszlifowaną miłość kopiemy z pogardą
wciąż od nowa
omijamy dobre porty, przyjazne ramiona
by kosztować
zakazanych owoców, zatrutych pychą
i tylko po nocach, spragnieni czułości
przytulamy się do zimnych ścian
szepcąc nikomu niepotrzebne wyznania
ostatnia godzina ściąga bielmo z oczu
przerażeni krzyczymy wieczne odpoczywanie...