gdzieś pomiędzy dosadnością a skrytą we włosach
nostalgią, malujesz usta na kolor burzy i milczysz.
Cisza przed, cisza po.
Rozwiane gałęzie drzew chwyciły za gardło.
Sinej barwy policzki przygarnęły robactwo.
Słodycz, majonez i grzech,
i bijące brawo liście.
Wszystko to bezsens,
upuszczam słowa jak noworodka.
https://www.facebook.com/skrybiusz712/