psy fruwały pod sztucznym niebem
chmury rozrzucały znaki
papierowe kwiaty zakwitały
idę na randkę z laleczką Chucky
do tego lunaparku
gdzie rosną drzewa ze stali
siądziemy sobie gdzie staw złoty
tam pływają marcujące koty
nakarmimy je plastikowym chlebem
i wszyscy będziemy tak samo biali
już wieczorem księżyca nie było
słońce zaszło jak zawsze całe zielone
świat odwrócony na lewą stronę
nastawiam od nowa czas
w zepsutym zegarku
(…)
tak dzisiaj na jawie mi się przyśniło
na pewno nie ostatni raz