zieloną trawę wyparły chaszcze
wyschły źródełka strumyki czyste
szlam dziś pokrywa dawne jeziora
a na pagórku zaschnięty w kamień
ślad stóp ostatni został człowieka
kiedy ciężarem winy zmuszony
opuszczał kraj ten niegdyś szczęśliwy
pod starym drzewem opadłym z liści
co zakazany owoc rodziło
bieleją kości i gniją łuski
tego co wodził na pokuszenie
z każdego kąta bije tęsknota
za śmiechem czystym dotykiem dłoni
w powietrzu niesie się boskie tchnienie
z żalem szepczące wracaj człowiecze
czas w miejscu stanął wiatr dziko wieje
wszystko zamiera traci znaczenie
nic nie zastąpi twej obecności
bo nie ma raju gdy brak człowieka