pragnę miłości ciepłej jak poranek
budzący lipcowym roześmianym słońcem
niewinnej jak dziecko światem nieskażone
goniące motyle po bezkresnej łące
pragnę miłości głębokiej jak morze
jak ono szalonej w sztormie namiętności
niosącej w przypływie perły i bursztyny
w odpływie tęsknotę i łzy samotności
pragnę miłości na miarę wulkanu
co nawet w uśpieniu kipi emocjami
w erupcji jak krater noc rozświetlającej
złocistym płomieniem pomiędzy wstrząsami
pragnę miłości skrojonej na miarę
planety co w piersi pulsuje gorąco
miłości nieziemskiej dzikiej zakazanej
pragnę byś dotknęła mnie kosmiczną mocą
wiem że mi odpowiesz że to wszystko było
że to wszystko ciągle ciągle się powtarza
lecz każda godzina jest inną historią
a ja pragnę znowu iść dziś do ołtarza