Byłem na fali
Zaraz po tym jak zatrzesla się ziemia
Wznosząc się wysoko ludzie przypominali
Że to początek, za szybko by szukać przystani
Nie słucham więc wypuscilem ten szum
Przyblizajac się w myślach do wysp tanzani
Zgubiłem się jednak w prędkości znalazłem kilka trumien
Pustych jak moje serce zwietrzone
Mokrych jak ciało i oczy solą zmeczone- płakałem
Nie będzie wiosny apokalipsa nastaje
Żegluga to wieczność
Uciekam więc w przestworza
Powtarzając niepotrzebny ciągle - jedzmy nikt nie woła!