na wietrze oczy osuszył
drżącą czarownicę
z serca wyrzucił
bo uśmiech zabrała
życie szare sprawiła
mglisty dzień dżdżysty
w którym humoru brak
a on przecież malarz
teraz bez udręki
złocisty ogień rozpalił
promiennym blaskiem
choć przed sobą ma fragmenty
tego co nie utracił w porę
dalej zadowolony sam idzie tańcząc
po szeleście muzycznych liści
i dzień słonecznego rydwanu
na Niebie podziwia...