pod strugami deszczu mokniemy oboje
ja nie jestem z cukru o ciebie się boję
boję się że z deszczem odpłyniesz w nieznane
zamienisz się w krople i znikniesz na amen
boję się że w rzekę zamienisz się bystrą
staniesz się potokiem lub mgiełką srebrzystą
a ja będę echa wypytywał w górach
gdzie jest moja nimfa gdzie moja zazula
będę pytał morza i mew skrzydłobiałych
czy ciebie nie znają czy cię nie widziały
a kiedy na niebie pojawi się tęcza
pójdę szukać w chmurach nie zbraknie mi męstwa
więc następnym razem proszę cię kochanie
weź jakiś ortalion nim burza nastanie
oddałem ci kurtkę i teraz w gorączce
maczam pióro a myśli maligna mi plącze
nie chcę by z obawy serce mi stanęło
wolę mieć cię w ręku niż za mgły flanelą
a więc moja droga nie rozpłyń się proszę
noś zawsze parasol i suche kalosze