wszak popuścić trochę trzeba.
Bo to w święta taki zwyczaj-
poprzez brzuchy dotknąć nieba.
W polityce czas rozejmu,
choć się w głowach trochę kurzy.
I ci z prawej, i ci z lewej
do ołtarza idą służyć.
Kruk krukowi -jak to wiecie-
przecież oka nie wykole.
Czasem ktoś narobi w gniazdo,
lecz to przecież wspólny stolec.
Wszyscy broń chowają skrzętnie
strojąc się w pobożne miny.
Nie wypada krzyczeć -veto-
wszak to Pańskie narodziny!
Więc do stołu biesiadnicy!
Ten na górze więcej może,
więc potulnie jak baranki-
po kieliszku i w pokorze.
A wspomnijcie tych na dole,
których śruba mocniej gniecie.
Bo gdy przyjdzie złożyć raport,
sianem się nie wywiniecie!
A ja życzę, by te święta
wszystkie serca odmieniły,
niech się ogniem stanie iskra
i spopieli mroczne siły.