osiemdziesiąt cztery miesiące
nadzieja że przeminie to co złe
runęła z jasnego nieba
i wpadła w kłamstwa
jako piekła otchłanie
pozostały szczątki
porozrzucane w nieładzie
tysiące
wbite w ziemię niczym drzazgi
ktoś policzył dokładnie ile
blisko sześć dziesiątek
i zaczęli wszystko od nowa
zapisane zostaną ostatnie słowa
może wreszcie
nikt niczego nie przeinaczy
i prawda spotka się z nami
wtedy
czas się zatrzymał w Polsce
na najdłuższą chwilę
choć trwał całą przeszłość i nadal trwa
kto
winny
kto pod murem pogardy stanie
a zawiść jest nieprzenikniona
niczym największa mgła
wszystko ma koniec i początek
i z prawdy nie da się zrobić miazgi
to już siedem lat
rodziny pogrążone w żałobie
w niepojętej rozpaczy
brzoza pod Smoleńskiem
samotna stała
i choć wierzbą nie jest
dziś znowu
gorzko zapłakała