za pięć dziewiąta wychodzę z marketu
dojeżdżając do cmentarza przypominam sobie że
o matko
gaz wybucha od zaiskrzenia przełącznika światła
syn wyszedł na osiedle do kolegów i lada moment
na kuchni zostawiłem sześciolitrowy gar pełen wody
pod pokrywą na wielkim gazie gdy zacznie kipieć...
obok fioletowo kwitnących kwiatów
zapłonął znicz
na grobie mamy
gaz płonął czerwonym płomieniem
na kuchni wciąż gotowała się woda
ubyło jej około jednej trzeciej
wciąż spływa
po szybie
rzęsistymi łzami
syn wrócił
przed dwudziestą drugą