Drogę żwirową ciężkim butem depnąwszy
Ciszę żem uchem wyłowił
W żurawi się klangor zaszywszy
Powiodły mnie ścieżki w parów nad Łyną
Na jego stromizny, w trawy łożące
Wyżej niż trzęsawisko z trzciną
I tataraki pachnące
Sparzony więdnącą pokrzywą
Przy bzie dojrzałym i czarnym
Spoglądam w wić chmielu z podziwem
Swym okiem grzesznym i marnym
Niegodzien daru Bożego posiąść
Lecz jeszcze bardziej nim wzgardzić
Już pierwszych szyszek dobywam
Pachnących żywicznych skarbów
Rzeka leniwie toczy swe wody
Chłód słońca przez skórę wchodzi
Zmrok zapadając przynagla robotę
Szaruga kres życia myślom przywodzi
Już worek pełen, latoś obrodził
Warmińska odmiana Maria Zientara
Złociste łuski niewolą zapach,
Oto kajdany - a klucz piwowara
Wracam pasieką, ul mijam za ulem,
I zamysł w głowie się rodzi
Goryczkę życia w roztwartej Zientarze
Jakby się nieco złagodzi...