stanął jak mały chłopiec chcący być wyższym
pośród ku pól buraczanych w bezruchu
kolcami wież celując w niebo
ewangelików i katolików
służąc wiernie wiernym -
kościół niewiejski i niemiejski
niesłynący z bogatej kolekcji dzieł sztuki
ani jako miejsce wiecznego spoczynku
sławnych bogatych zasłużonych
tuż za nim cmentarz na plecach się rozłożył
z twarzą rumianą od sowio górskiego słońca -
mieszkańcy miasteczka grzecznie jak warzywa
w ogrodzie życia cicho kładą się od pokoleń
jeden obok drugiego w grządkach –
cmentarz ten w pieszyckiej przestrzeni publicznej
miejsce w którym mieszkańcy mogą się ze sobą spotkać
by porozmawiać o świecie o rzeczywistości
za pomocą różnych języków: filozoficznego
politycznego sportowego ekonomicznego
czy religijnego
dla nas jest najlepszy język poezji
ale biedni nim nie mówią, to język arystokratów
o sile magnezu co kości umarłych w okolicy
zbiera niczym stare żelastwo
zanim duszę porwą siły diabelskie
lub anielskie w drogę planetarną
mlecznych krów -
gdybyśmy się mylili ale się nie mylimy cmentarz jest
ulubionym miejscem centralnym punktem
miasteczka jak kotwica mocno wbita w ziemię
kości nóg rąk żeber zębów słów i miłości
mocniejszej od wiatrów sowio górskich
oraz prastarych słowiańskich bóstw
demonów z lasów dębowo-bukowych