Spadały gruzy
Mijały mnie
Wychodząc na zewnątrz,
Patrzyłem w chmury,
Błękitny dzień
Tam gdzie byłem,
Ciemność pozwalała mi
Tylko zagubić się
Byłem samotnym dzieckiem
Zostawionym na dnie
Bywałem w miejscach,
Gdzie rysowałem
Na zaparowanym szkle
By móc inaczej
Spojrzeć na świat,
Może akurat ujrzałbym Ciebie
Widziałem morze łez,
Dla wielu byłem i
Jestem tylko cieniem
A gdy rozkwita bez,
Czuję, że jeszcze na ziemi
Istnieje sumienie
Natrafia na mnie deszcz,
Wdeptuję w brudne kałuże
Mało kogo porusza,
Każdy mój napisany wiersz
Prawie nikt nie wie,
Ile w życiu przeszedłem,
By móc ominąć burzę
Brudne serca
Można obmywać z tęsknoty,
Smutku i nienawiści
I tak do skutku,
Włóczę się
Aby kochać i nienawidzić
Może w końcu zrozumiem
Może w końcu przemyślę
To co rani mnie najbardziej,
Dopóki nastanie finisz
Zostawię po sobie
Choć cząstkę miłości,
Zanim zwątpię