Co rozciągnięty jak wachlarz ze snów ma.
Zamiata nim wszystko do siebie,
Do krwi wpuszcza ci swój jad.
Spod szyderczych brwi czarta,
Co mienią się w szarej mgle,
Wygląda duma, obłuda, pogarda -
Według niego to nie grzech.
Przecież on jest idealny,
Choć wszystkim życzy jak najgorzej.
Pragnie patrzeć jak zdychają,
Chciałby dla nich jeszcze gorzej.
Upór jak kolonia osłów,
On chce tak a nie inaczej.
Jest trucizna twego życia,
Warczy, kiedy cię zobaczy.
Kręci swą diabelską kitą,
Nęci wszystkich, gani, łże.
Spróbuj mu się dziś sprzeciwić -
Już pies ostrzy kiełki swe.