ściągnę nielubiane karteczki oderwę
pamiętanie
popatrzę na rozłożysty cis
i radosne świerki
westchnieniem odświeżona
wyprostuję obolałe ciało
pomalutku wejdę na
wzniesienie
by spojrzeć
na ukochane w biegu konie
kopytami rozbryzgują piach
zasycha na ustach spragnionych
wiatrem
ukryłam miłość
pod powieką jest
moja