otwartymi oknami.
Za chwilami, które bez pukania drzwi mi otwierały.
I te dni dłuższe od nocy, spocone, bez natchnienia.
Tak co roku przemijają, bez żadnego do widzenia.
Nie przeszkadza mi to wcale, gdy lato opuszcza drzewa.
Wena wraz z porannym ptakiem zamyślona, choć nie śpiewa.
Nagromadzi wiele myśli, czasem żyję w melancholii.
Złota, polska jesień, rodzi więcej możliwości.