znów stanąć na wydm szczycie
podziwiać grę wzburzonych fal
i taniec mew w błękicie
z bryzą przesiewać biały piach
i pleść warkocze z piany
a w labiryntach dzikich dróg
przekraczać nowe bramy
patrzeć naturze prosto w twarz
gdy chłoszcze stare klify
chłonąć szumiący stary las
i gorzki smak żywicy
radować serce wschodem dnia
i zachód pieścić w duszy
z wiatrem żeglować w siną dal
kamienie niech czas kruszy