że myśl ich przebić nie potrafi
smycz nie za krótka nie za długa
kaganiec dobrze ułożony
pod włos głaskani pustym słowem
kością niezgody nakarmieni
gdzieś w ciemnym kącie na ogonie
będziemy lizać smak porażki
warczeć gdy ktoś nam rękę poda
skamleć aż padnie grosz żebraczy
jak psy machając chudym chwostem
szczekać w granicach wytyczonych
lękiem wyznaczać swoją przestrzeń
i karmić płuca stęchłą strawą
za ptakiem wodzić tęsknym wzrokiem
z małpami w klatkach czuć braterstwo
gdy kraty będą już ze stali
a kłamstwo niczym chleb powszedni
wtedy już trudno będzie trafić
do chociaż małej jednej prawdy
tymczasem graja nam cymbały
a Faust kolejne drzwi otwiera
a my jak owce przystrzyżone
dzwonki na szyję zakładamy