za oknem szary pochmurny dzień
czytam słuchając jak deszcz układa
parapetową burzliwą pieśń
wyławiam strofy pisane słońcem
słyszę szum fali i krzyki mew
widzę jak nimfom wiatr włosy plącze
a echo niesie perlisty śmiech
zapalam lampkę już zmierzch nadchodzi
staccato ciągle wygrywa deszcz
a w wersach tańczą magiczne słowa
i biegną biegną przez knieję w step
zmoknięty gołąb drzemie na sośnie
wiewiórka z dziupli wystawia nos
a ja obracam następną kartkę
tobie poezjo oddając głos
liryka płynie wartkim strumieniem
niczym podróżnik puka do drzwi
kto umie kochać ten ją rozumie
wie że czasami wyciska łzy