ożyły zwłoki cierpiące niestety
w pasiastej pidżamie w poprzek jezdni leżę
koń trzyma w pysku stronę wczorajszej gazety
siekam ukradkiem mięso na kotlety
nie ma cebuli ni pieprzu i soli
od wczoraj szepce jak kórewsko boli
coraz mniej pary coraz więcej ogni
wreszcie ustaje czujemy się głodni
na stole chleb masło białe ser i wino
wysuń dłoń smukła odległa dziewczyno
spotkajmy się
jak wtedy
latem na strychu
między oknami
zachodniej ściany
w promieniach
opadającego słońca
ciasno do siebie
płyniemy
zapachem krwi
niech opowiedzą głodne
oczy jak się spełniają na
przystanku serca