na księdza iść bym musiała
w którym gniewu nie ma
jedynie gościnność
jak na Ojca przystało
na rozpiętość ramion
duży czy mały
jest jak człowiek
na pokaz, syty, biedny
ale ma rozkwit błogosławieństwa
umiłowany co oczy zadziwia
gdy ziemia jest stołem
tak kolebką dom
od narodzin aż po starość
miłości grona owocowego
też służebnice ma służebników
w potrzebnej żywności
naszego stanu wiernego
by nie struć gości
na wszystkie strony świata
jest do zbawienia wiecznego
i jak zbawienie obiad gotuje
tak mamy początek życia koniec...