do których noczmi wzdychali poeci,<br />
a kochankowie wypłakiwali żale;<br />
żadna powtórnie już nie zaświeci<br />
na nieba piedestale.<br />
<br />
Obeschły już oczy<br />
kochanek pachnących fiołkami:<br />
giętkich, wyniosłych jak łodygi trzciny,<br />
tańczących swe życia w rytm walców...<br />
Ich ust pobladły kuszące maliny<br />
będące dzisiaj uśmiechami starców.<br />
<br />
Nie patrzcie na mnie!<br />
Nie jestem wróżką ze szklanej góry<br />
przybyłą z obłoków utkaną karetą<br />
ciągniętą przez pierzaste chmury!<br />
Jestem tylko czy aż kobietą...<br />
<br />
A wy, planety i zórz purpury<br />
cóż wiecie, buszując w bezkresnej oddali,<br />
gdzie nie dosięgnie was echo płaczu,<br />
ni bicie żałobne dzwoneczków konwali,<br />
cóż wiecie o ziemskim haraczu!?<br />
<br />
Tak, jestem kobietą<br />
o określonej długości podobania.<br />
Zegar swym biciem skrzętnie przypomina<br />
- nie spóźnia się - o upływie czasu.<br />
Przepływa przeze mnie falą każda godzina<br />
rzeźbiąc mi twarz ze zmarszczek - biorąc tę z atłasu...i