woła nas szeptem liści<br />
białymi jak on sam<br />
osnuty dymem mgły<br />
<br />
idziemy mu na spotkanie<br />
a biel sadu<br />
otula nas ciepłem<br />
rannego oddechu ziemi<br />
i stajemy się niewidzialni<br />
dla rozczarowanych oczu<br />
ptasich podglądaczy<br />
<br />
stopieni razem<br />
patrzymy<br />
jak ogromna przestrzeń świata<br />
staje się maleńka<br />
jak nasza odległość <br />
od siebie