znalazłem przystań <br />
zbyt wierną myśleniu aby być naiwnym<br />
zbyt naiwna aby wierzyć<br />
doskonałą dla ulotnej namiętności zwątpienia<br />
<br />
Stanąłem nad przepaścią jak zdrajca pogrążony w rozpaczy<br />
i rzuciłem kamień w otchłań niepewności<br />
<br />
A na scenie rozumu rozegrał się dramat<br />
pytań i milczenia<br />
ciszy nad mogiłą pochowanego sensu<br />
<br />
Zapukałem w niebo aby się przekonać<br />
a wewnątrz cisza...<br />
Nikt nie wołał Hosanna<br />
nikt nie zatopił się w blasku Obecności<br />
marmurowa posadzka pozostawiona w pośpiechu błyszczy<br />
kolumny wyrosłe z wiecznej radości prowadzą w nieskończoność<br />
<br />
Wstyd mnie przeszył i ujrzał dno duszy<br />
zamknąłem oczy ale zniknąć nie mogłem<br />
<br />
W tak wielkim pośpiechu święcili aniołowie<br />
poplute kapliczki<br />
ośmieszone krzyże<br />
święci wkładają nadzieję w usta skulonym z rozpaczy<br />
<br />
A sam Bóg<br />
czuł wespół memu cierpieniu<br />