wlokę się do przodu
śmiesznym krokiem nielota
idę powoli po ziemi twardej
potykam o wspomnienia
i upadam brudząc twarz szarym pyłem
krok bezsensowny za krokiem
do nikąd jeśli nikąd istnieje
do nieubłaganego końca
jeszcze niedawno byłem całym niebem
dotykałem promieni słońca
muskając je delikatnie ustami
byłem ptakiem w przestworzach
niedoścignionym w myślach
i nieodgadnionym w czynach
wolny jak Ikar w bezkresnej przestrzeni
zawieszony daleko gdzieś
blisko horyzontu zdarzeń
a pewnego dnia spadłem na ziemię
połamałem skrzydła
poraniłem innych i siebie
i już nie umiem wzlecieć
ale nie też chcę tu zostać