Jak ćmy lecące do światła
Rozbijają się o taflę czasu.
Jeszcze ciepłe, choć martwe
Powiewają na wietrze skrzydełkami
Imitując życie.
Kruszeją i obsypują się delikatnie
Uderzane blaskami i cieniami
Mijających dni i nocy.
Opadające bezsilne, miotane nadzieją
Wirują w tańcu zapomnienia,
Zwanego życiem.
Nikną, rozrzucone, zmieszane z piaskiem
Drobinki pyłu, będącego kiedyś skrzydłami
A teraz znaczące tyle co… nic.