nie wiem jednak, czy to umiem,
skoro jestem wciąż samotny,
nawet jeśli jestem w tłumie.
Mam ponownie to wrażenie,
stanę przed tym, co nastąpi,
chociaż bardzo tego boję.
Czy zaczynam właśnie wątpić?
Nie wiem nawet już kim jestem.
Kamień w wodzie, który tonie.
Czy nareszcie żyć odważę,
nim nadejdzie wieczny koniec?
Nie wiem, co może wydarzyć.
Czy będę kiedyś jak rzeka?
Czy odnajdę rozwiązanie?
Czy będę wiecznie uciekał?
Dla mnie to tak trudne strasznie.
O Tobie nie wiem zbyt wiele.
Czy ktokolwiek uratuje
znikającą we mnie zieleń?
Chcę być z Tobą jednak trudny
odpowiedzialności ciężar,
bo czy miłość nad chorobą
kiedyś radę da zwyciężać?