<br />
Wciąż bezmiar na liściach nie otrząsłej rosy,<br />
One chwilę zlewały na ziemię niebiosy.<br />
Wiatr zaszumiał wśród drzewia,oddechem porwistym,<br />
Ziemię kryjąc mgłą zwiewną i mechem puszystym.<br />
<br />
Już obeschły wiatr pośród,liść szelestem gdera,<br />
Szpary czyniąc w listowiu ,promieniem zaziera,<br />
Słońce zza chmur wypływa,baraszkując wokół,<br />
Wcześniej nie dało odczuć,co za pora roku.<br />
<br />
Widnym dzisiaj szlakiem po ziemi przewodzi,<br />
Tęczy widny argument ,z deszczu wzrósł powodzi,<br />
Teraz czyniąc z akwarel nadziei korowód,<br />
Niebo łączy z ziemią,raju czyniąc ogród.<br />
<br />
Wśród omszałych kamieni,płynął strumyk płowy,<br />
Z czasem w ziemi wypłukał,jary ,doły,rowy.<br />
Deszczem dużo wzmocniony,wyszedł z granic brzegu,<br />
Olszy stopy lizając,te rosły w szeregu.<br />
<br />
W czasie suszy ukryty,tak bywa schowany,<br />
Czołem brzegów połączon,w nie wkomponowany.<br />
Idąc lasem na przełaj wpadałeś w rów czasem,<br />
Ponad kolana,często równo z pasem.<br />
<br />
Linia lasu otwarła, łąki i pastwiska,<br />
Łachy piasku złocone ,rdzawe całkiem z bliska.<br />
Przywitały się z niebem,wypełzawszy z ziemi,<br />
I pławiły się w słońcu,z niebios ,błękitnymi.<br />
<br />
Józef Bieniecki