Biją poranne dzwony roznosi się szum deszczu<br />
We mgle tak pusto jak i uliczki...<br />
Wiatr coraz raźniej porusza tęgie gałęzie<br />
Ciemniej się zrobiło na polanach<br />
Znikło wszystko w pamięci...<br />
Skąd ja tam idę[...] dziś sen mym wrogiem<br />
Błotniste kałuże bagnista ziemia wąska ścieżka pod górę<br />
I jakby cisza wokół<br />
Za mną już mgielne obłoki zamykają powrotną drogę<br />
Straciłem poczucie mej wyobraźni<br />
Lecz ciągle brnę gdzieś pod prąd...<br />
Spoglądam nieśmiało w niebo nie dostrzegam nic...<br />
Jakby nie istniało...<br />
Światło dochodzi już znikąd<br />
Głosy ucichają znienacka a powietrze tak ciężkie<br />
Coraz trudniej stawiać kroki i oddychać tym ciężkim<br />
Powietrzem a wszystko wciąż udręcza bardziej stroma droga<br />
Ale jej też nie widzę do końca...<br />
Gdy chciałem dotknąć drzewa ono znikło<br />
Lecz tuż za nim rosły zwęglone krzewy i płonące postacie<br />
Przerażenie moje powala mnie z nóg...<br />
Zobaczyłem tysiące zbłąkanych umęczonych wołających<br />
O pomoc dusz<br />
Wszystkie tak straszne i krzyczące głuchym zawołaniem<br />
W ich oczach tylko śmierć i rozpacz...<br />
Chwilę potem Jedyny tak donośny głos<br />
Z jakiegoś światła powiedział mi dlaczego tu trafiłem[...]<br />
To przecież był sen ale dziś już wiem jak żyć...<br />
By to co tu ujrzałem nie stało się po śmierci moim światem[...]<br />