I po cóż cię stali wy na Lucyfera czekający&#8230;<br />
Zacofani w mowie myśli słowach opustoszałych jak wiatr od serca&#8230;<br />
I nawet gdy zaszli nad jezioro życia zagubili się w drodze&#8230;<br />
Otarły się ślady ludzkich łez na ramieniu krzyża co wisiał nad zepsutą ziemią&#8230;<br />
Pamięć ich zasnęła lecz sędziwa droga po kamiennych stokach zacisnęła swe kręgi<br />
I stał Biały&#8230;ziemskich aniołów ostoja<br />
Dla nas jedynie tajemna próba i ucieczka w zgubnych chwilach&#8230;<br />
Trzeźwy zmysł prowadził minutę ciszy na tle czasu lat&#8230;<br />
Nagrobne freski to ciemności skrzydlatych mnichów&#8230;<br />
Szliśmy dalej po strugach deszczu oczęcych młodości<br />
Wyrzeczenia mych słów wygasły już&#8230;<br />
O świcie gdzieś przechadzałem się polaną z kartką szarości w ręku<br />
I zapisał brud grzechu resztki pustych dni&#8230;<br />
Powieki me dotąd zamknięte zmieniły ten świat gdy otworzył je ostatni już deszcz ukojenia[&#8230;]