Tóż przy drodze miłośniku nocny przechadzasz się niczym cień nieokiełznany<br />
Przez trudny ten czas i utajonych smutki pozbawiony uczuć<br />
Przeklinasz te piękne obrazy gest niedbały na tym zatrzymasz swój wzrok&#8230;<br />
Dawno był dzień tak pogodny gdzie czucie me wzbite na obłoki<br />
I obnażasz cel niezdradzony jak liczności mego umysłu<br />
Chcę poznać kędy droga odsłania swe dzikie przestworza<br />
Wiem że dotrę tam aniżeli ze snu porwiesz mnie umiejętnie w ciszy serca bicie<br />
Na drugi brzeg jakże ochocza przeprawa&#8230;[&#8230;]<br />
Ale widzę gdy płaczesz i wstrzymuje się znów żalem po brzegi&#8230;<br />
Puszyste utulą Cię zwiastuny we śnie lekkim nieodkryte jak słodycz dnia&#8230;<br />
I tam gdzie dotkniesz cierpienia płaszczem schronienia w ratunku nastanie świt<br />
<br />
Nagle i chaos wirującym strachem w moich oczach odmiennym pejzażem<br />
O to jedno oczekiwać w baśniowy czar woda chlupocze w radości tych fal<br />
Wyłania się nie drażni ten blask chcę zbliżać się ciepło w ramionach i cisza&#8230;<br />
Już wszystko ma się w piękne te dusze i zapachy świeżości łąk bujnych lasów<br />
Olśniewa niesie ze sobą ziarna wiosennych gajów ten bezcenny wiatr&#8230;<br />
Lecz ty zostałeś sam i tylko melodia śpiewu na gałązce promieniuje na świat&#8230;