<br />
Wówczas wyleciwszy na te skromne krainy<br />
Oglądasz z góry owych ślad daleki<br />
Drżące strumienie rwące potoki unosisz nad nie nasz wzrok<br />
Kiedy na daleki nieznany szlak odpłynąć czas<br />
I latawiec co fruwa jak ptak&#8230; unieś na wznak&#8230;<br />
Ogniste wysunęły się zasłony błyszczącej smutkiem drogi<br />
A tam pędzisz się szalonych wiatr przejmie ster<br />
Z góry śpiew przeistoczysz w gniew<br />
Ziemskich grzechów stos w potrzebie nie ugasisz nam<br />
Poprzez ruiny gęstych przebrniesz ślady słów<br />
O porze każdej na niebie zjawisz znów<br />
W oddali fali morskiej szum<br />
Zbłąkani snują przestrogi uschniętej radości<br />
A pejzaż oczywistym maluje się płaszczem<br />
Nie doczekasz świtu lotny towarzyszu&#8230;<br />
Choć granie przesłonięte snadnie a na szczycie zalśniły puszyste obłoki<br />
Powrócisz tam gdy spojrzenie wskazówką będzie ci&#8230;<br />
Pierzaste dolin i rozległych ugięły się gałęzie<br />
Krople rosy to już wspomnienie&#8230;[&#8230;]<br />
Każdego ranka o jednej porze nocą o zgiełku w powietrznym szybie<br />
Kojący ból i dar możliwy tylko dla ciebie&#8230;[&#8230;]