Jak po niego zbliża się, sto diabłów z daleka.<br />
Dążą wprawdzie powoli,wciąż w jego kierunku,<br />
On się nie mógł poruszyć,jak na posterunku.<br />
<br />
Użył owy postronek,zawisnął na chwilę,<br />
Wkrótce się przekonując , jego własnej sile.<br />
Zadyndał,tak zostało.By tak w lesie dyndał,<br />
W końcu przypadkiem znalazł go przybłęda.<br />
<br />
Teraz patrzy z bokuco się wokół dzieje,<br />
Idą głów mąciciele i duszy złodzieje.<br />
Chce uciekać-nie może,krzyczeć, brak mu siły,<br />
Wszystko przeciw ,wrogie, na nim się skupiły.<br />
<br />
I tak sobie w głowie do siebie mamrota,<br />
Że mu na wieszanie nie przyjdzie ochota.<br />
Tymczasem tego skutki są zanadto srogie,<br />
Bo się skłócił,nie jednał, z samym Panem Bogiem.<br />
<br />
Cały strachem podszyty,trzęsie jak osika,<br />
Mało nie oszalał,już dostaje bzika.<br />
Poczuł mokro w piżamie,zaworki puściły,<br />
Samobójcze myśli naraz się zemściły.<br />
<br />
W obesranych galotach,spocony się budzi,<br />
Chociaż smrodzik wokoło-szczęśliwy, wśród ludzi.<br />
Wie od dzisiaj-będzie wiedział potem,<br />
I nie podda kuszeniom,diabelskim bełkotom.<br />
<br />
Józef Bieniecki <br />