W oceanie bezkresu ,jak pływak podniebny.<br />
W tłumie chmur fali,tu na ziemi ryku,<br />
Tam niestrudzony pływak podąża po cichu.<br />
<br />
Fala chmury zakryła,przepada jak kamień,<br />
Znów podmuchem podniebnym podaje mu ramię.<br />
Wyrzuca z oceanu toń granatem ciemna,<br />
Niepojęta głębina,kosmosem bezdenna.<br />
<br />
To raz w ziemię spogląda powłóczystym wzrokiem,<br />
Jakby chciał chodzić,idąc krok za krokiem.<br />
Wynurzywszy na koniec,nie nękany niczem,<br />
Rozdarł szatę ciemności,swym srebrnym obliczem.<br />
<br />
W głębi gwiazdy- latarnie,w gwiezdnym nieba kole,<br />
Dla potrzeby wszechświata wiszą parasolem.<br />
Wytyczają kierunki,by na Drodze Mlecznej,<br />
Podróżny nie błądził,a było bezpieczniej.<br />
<br />
Ktoś tam gwiazdkę potrącił,rozsypała krocie,<br />
Ciągnie za sobą ogon,srebrzystym warkoczem.<br />
By w przestrzeni utonąć,pamięć po niej znika,<br />
Toń kosmosu wokoło,niezmierzona cicha.<br />
<br />
Jest li na co popatrzyć gdy wokoło cisza,<br />
W Niebie słychać Aniołów,Pana Boga słychać.<br />
W głębię wnikam oczami,to niebo astralne,<br />
Dalej nieodgadnione i nieosiągalne.<br />
<br />
Stwórca wiedział co tworzy,by w odwiecznym cieniu,<br />
Trzymać wszechświat tajemnic, a życie w promieniu.<br />
Kusić nam wyobrażnię,w wiązsce niepewności,<br />
Zrzucić z wora tajemnic drobiny możności.<br />
<br />
Niebo naraz jaśnieje gdzieś za horyzontem,<br />
Wstaje jutrznią ,wciskając się niepewnie kątem.<br />
Księżyc pobladł na buzi,noc z przychylną twarzą,<br />
Ustąpiła,da miejsce słonecznym mirażom.<br />
<br />
Józef Bieniecki