<br />
Bezdrożami, opłotkami, rozsierdzony pędzi wiatr,<br />
Wygwizduje nad chatami i w kominach wyje chat.<br />
Nadął zaspy na podwórkach, usypawszy srebrny pył,<br />
Rozpędzony na przeciągu, uciekło w pole, ile sił.<br />
<br />
Wcześniej rozwarł siłę pędu, drzwi stodoły,<br />
Pędząc w sad. Snopy zboża jak chochoły.<br />
Niósł na skrzydłach pędziwiatr.<br />
Na jabłoniach zaczepiły...<br />
Rosochaty wisiał dziad. I do wiosny złem straszyły,<br />
Potem wiosną z drzewa spadł. Popędziwszy jak hulaka,<br />
Na oberka hulał ton. Uderzywszy z lotu ptaka,<br />
Wytańcował z śniegiem dzwon. <br />
<br />
Na zamieci śnieżnej pędzie.<br />
Rozdmuchiwał nowy kram. Chciał bywalcem bywać wszędzie,<br />
Ku lasowi pędził bram. Uderzywszy w nie kurzawą,<br />
Nie daremny jego trud. Na początku szalał wrzawą.<br />
Pieśni lasu wzniecał cud.<br />
<br />
W niebo ściana śniegu prysła,<br />
Rozpędzonych niebem chmur. I na chmurach grzbiet wycisła,<br />
Wydumanych pięknych gór. Ogarnąwszy chmur przestrzenie,<br />
W oceanie nieba fal. Wyhamował sił zdziczenie,<br />
Odpłynąwszy na nich w dal.<br />
<br />
Po bezkresach dalej fika,<br />
Bo mu życia ciągle żal. A po lesie wciąż muzyka,<br />
Płynie lasu pieśnią fal. Wraca często tu tęsknotą,<br />
Bo to jedna z głównych ról. Nie zostawi je sierotą.<br />
I zagląda do swych pól.<br />
<br />
Józef Bieniecki