Droga wije się po horyzont. Biały królik przeskakuje z krawędzi na krawędź. Ja, Alicja mam problemy z równowagą. Wieczorem droga wznieca pył. Długa , biała linia znaczy środek. Obok mnie poszukiwacze skarbów tępo omijają punkt, który zawsze leży pośrodku prostej. Może nie wiedzą, że prosta zawsze jest nieskończona&#8230;<br />
Ja, Alicja, mam problemy z równowagą. Biały królik gubi rękawiczkę. Krzyczę, ale on znika za kolejnym zakrętem, gdzie rzeka odchodzi od źródeł. Z biegiem mętnieje. Jest co raz bardziej gęsta. Trudno mi w niej brodzić. Pod stopami tańczy stado ryb pijanych od fermentujących obok filozoficznych wywodów. <br />
Przekręcam tułów o 180&#186; i diametralnie zmienia się krajobraz. Ja, Alicja mam problemy z równowagą.<br />
Czerpię piach pełnymi garściami. Gaszę w sobie wszystko. Zostaje tylko pragnienie. Czyste, niespełnione, klarowne&#8230;wróciłam do źródeł. Trzeba obmyć kurz z mych stóp. Chrystusie, gdzie jesteś, gdy cię potrzebuję? Wzywam twego imienia nadaremno, by podczas ostatniej wieczerzy zasiąść z apostołami. Od dziś, jak oni, będę głosicielką umarłych idei.<br />
II<br />
Kawałkiem kredy grodzę w sobie niespieszny puch i widzenie zmienia kształt. Jak niedokończona, gliniana figurka wypalam się w piecu. Czerwienieję i twardnieję. Cierpliwość. Zbrojenie się. Muszę ostygnąć. Jeszcze nie jest czas&#8230; Jeszcze nie przestało padać tak naprawdę.<br />
To nic, że słońce rozrywa naprędce ciemne zasłony. To nic, że pierwsze, bezczelne promienie liżą piach pachnący wilgocią. To nic, że ciepło już pali skórę. Tak naprawdę jeszcze nie przestało padać. <br />
Lilithu