Ledwie oszczędzając żółte lampy herlawe
Skąpały natomiast krzyże, ulice i domy
Tym falom łagodnym nic nie przeszkodzi
W całym tym uniwersum, dzielny młodzian kroczył
Dostojnie ubrany, z parasolką
Usiadł przy wieży , pamiętającej gotyk
Minuty zostały, by uzyskać ukochanej dotyk
I nagle, kilka kroków dalej
Kroczy ciemna postać , bardzo nienaturalnie
Młodziana zajęły zimne lęki
Myśli - Cóż to za szatańskie gierki?!
Lecz szatan dziś śpi spokojnie
Nie młodych straszyć mu w głowie
Co prawda, czasami daje się im we znaki
Ale dziś odpoczywa , bo męczyły go majaki
Młodzian nasz chcąc już się przeżegnać
W połowie się zatrzymał, zaniechał do religii uciekać
Gdyż w postaci tak nieludzko idącej
Wzrokiem dostrzegł twarz, z goła znajomej
Toż to ojciec jego! Już kilka wiosen minęło
Nim do dębowej trumny jego ciało zamknięto
Człek ten był Honorem, Prawdą i Spokojem w istocie
Całe rzesze płakały , gdy odszedł na dobre
Młodzian nie może wierzyć , że to realne
W końcu nieludzkie jest widzieć stwory cmentarne
Ale nie uciekał , stał dzielnie, trwale
Chciał się przekonać co zaraz nastanie
"Synu mój" - zaczął ojciec - "Lat to już kilka tułam się po nocach
Śniąc jedynie o anielskich ogrodach
Nie dane mi wejść do Raju w ogóle
Gdy z Bogiem zakład zrobiłem o twe życie ogółem
Nie jesteś żadną Cnotą, Prawdą nawet Honorem
A w twe piękne życie wierzyłem ponad wątpliwości morze
I gdy wierzyłem że będziesz taki jak ja
Bóg rzekł - Wejdź w zakład. Zobaczymy czy sprosta"
Nie wpuszcza mnie do Nieba, bo zakład wygrywa
Twym życiem mą pewność niepewnością zakrywa
Lecz wkrótce z Nim wygram, bo wierzę w twą naprawę
Że dasz ojcu swym życiem, wieczne rajskie spoczywanie"
Tymi słowami ojciec skończył opowiadanie
W net krwi połacie zalały go całe
Syn stał jak wryty wpatrzony w czerwień krwi
W międzyczasie słychać było księdza zamykającego kościoła drzwi
Krew czerwona, najczerwieńsza z możliwych
Tak bardzo wściekła, tu piszę bez kpiny
Porwała zmorę ojca nieszczęsnego
Do świata mgieł, oczywiście białego
Po tym zegar gotycki wybił już 24tą
Lodowy chłód wdarł się w serce gładko
Młody syn stał jednak jak zaklęty
Myśli jego grały w rytm ujmującej udręki
Stał by tak pewnie długo jeszcze
Gdyby nie nadeszły perfumy kobiece
Odwrócił się w ich stronę, rozpoznał - To ona
Przepiękna, cudowna, bajkowa
Ucałowała go szczerze i wcale nie wspomniała
Że zaniepokojona wyglądem kochanka jest cała
Ten zaś jak zahipnotyzowany
Spogląda w jej kreację, nie mówi nic o spotkaniu taty
Gdyż jego luba, przepieknie się mieni
Bo ma na sobie suknie, koloru czerwieni...