uchwyciłam kropli kilka,
większość spadła już na ziemię,
nim minęła mała chwilka.
Ale dwie słoneczne krople,
jeszcze chwilę pozostały,
meandrując przy nadgarstku,
dostać się na palce chciały.
Jedna wpadła na serdeczny,
druga płynie, kciuka szuka,
koryguję nachylenie,
lecz niełatwa to jest sztuka.
Ale Newton znał to prawo
i skierował krople w drogę,
więc ruszyły zakolami
i opadły mi na nogę.
Teraz już kropelki cztery,
zimne stróżki wyżłobiły,
napotkały grudkę ziemi,
znów na cztery się rozbiły.
I zrosiły suchą ziemię,
nawadniając ją soczyście,
zanim doszły do korzenia,
jeszcze w drodze zmokły liście.