Łez struga, niczym uryna mu ciekła
Rozgląda się bacznie, co spostrzega?
Nicość, pustkę... idzie dalej
Staje na boku, w dużym rozkroku
Nagle się mniej boi
A czemu? bo nic nie widzi
Coraz bardziej pewny siebie
Myśli... Czy ja jestem w niebie?
Strachu już nikła nuta mnie gryzie
Może lekkie zakłopotanie
Jak po popijawie w remizie
Kroczy dalej, ścieżką bez końca
Co widzi? pustkę
Co jak rum kojąca
Totalnie bez strachu
Z traumą w oddali
Szydzi z pogłosek
Co o piekle nadawali
Nagle dostrzega...
Postać szkarłatną
Co jak strzyga
W mroku nocy kryje
Przemawia do niej
Co to za kara?
Żadnego kotła
Diabli ani zwykła mara
Ona mu odpowiada
Rozejrzyj się chłopcze
Pomyśl... I niech ci teraz będzie biada
To co wy z piekłem utożsamiacie
Jest jak jednorożec
Przy bezlitosnym kacie
Mój drogi, samotność jest największą katorgą
Dużą, nieskończoną a wręcz wielką morgą
Teraz ty już więcej pytań nie zadawaj
Tylko o swoją dalszą mękę się obawiaj
Wtem postać zniknęła w czarnej mgle
Senior przejrzał na oczy
I na samą myśl o tutejszym bycie
W majtki się moczy